Drodzy czytelnicy.
Dzisiejszy dzień był dniem aktywnym.
Gwoździem programu było „wyjście na miasto”. Po zwykłych czynnościach dnia codziennego zebraliśmy się około godziny 17 aby wyruszyć do miasta dość dużą grupą.
Na początek wybraliśmy się do restauracji. Na szczęście jedna z osób mówiła po japońsku, więc udało nam się złożyć zamówienie.
Niektórzy zamawiali ryby, inni kurczaki, dużo różnych rzeczy.
Dziewczyny (te co zwykle) zamówiły sake na próbę. Ja zamówiłem dwa kurczaki na patyku (szaszłyki?) oraz rybkę z ryżem. Co prawda była dość oścista, ale dobra.
Następnie udaliśmy się do pubu „Piraci” który z piratami niewiele miał wspólnego.
No chyba, żeby podążyć następującą ścieżką skojarzeń:
Lecące w kółko i pokazywane na telebimie teledyski Britney Spears-------->
Płyty Britney Spears------->
Pirackie płyty Britney Spears----->
Piraci
Ale to chyba troszkę na siłę. Grało tam paru takich małych Azjatów w darty. Co ciekawe zawsze trafiali w sam środek. Niesamowite.
Potem był punkt kulminacyjny czyli KARAOKE.
Jest to dość ciekawe doświadczenie. Wynajmuje się dla siebie całą salę (salkę), która jest naprawdę dobrze nagłośniona. Do tego dwa dobre mikrofony. Słowem ful wypas.
Niestety pogwałciłem wszelkie konwencje o nie używaniu broni niekonwencjonalnych i pozwoliłem sobie wziąć udział w tej zabawie. Na szczęście tylko raz, by oddać głos, tym, którzy mikrofony trzymać powinni. A do tych zaliczymy na pewno Joannę z Finlandii, która śpiewa naprawdę pierwszorzędnie, i zdawała się być w swoim żywiole.
Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z dnia dzisiejszego.
http://picasaweb.google.com/MaciekKubik/WypadNaMiasto
Następnie przyszła kolej na… dyskotekę!!!!
Ale nie bójcie się, nie dałem się namówić. Postanowiłem wrócić do akademika, szczególnie, że było już późno. Poza mną jeszcze jedna z Austriaczek nie dała się skusić na wirujące światełka. Postanowiliśmy wspólnie zrobić sobie spacerek z powrotem do szkoły. Przecież to tylko 300 metrów. Spacer był nader urokliwy. Nie spotkaliśmy nikogo po drodze. Za to z góry doskonale było widać miasto. Jedynie wiało dość mocno. Cały spacerek zajął nam jedyne trzy godziny. 300 metrów, ale chyba zapomniałem wspomnieć że w pionie. Tak czy inaczej z tej to właśnie przyczyny dzisiejsze sprawozdanie pojawia się nieco później niż zwykle. Mam nadzieję, że nie poczytacie mi tego za złe.
Teraz idę spać.
Dobranoc
sobota, 26 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
To to karaoke jak w Lost in Translation! :)
Prześlij komentarz