Drodzy czytelnicy!
Dzisiejszy dzień obfitował w ciekawe doświadczenia. W końcu rozpocząłem naukę.
Zgodnie ze sprawdzonym wczoraj grafikiem ruszyłem na pierwsze zajęcia. Zgodnie z tym co sprawdziłem zajęcia zaczynają się o 13. Ci co mnie znają ze studiów wiedzą, że okazało się, że sprawdziłem nie tę tabelkę co trzeba i na pierwsze zajęcia spóźniłem się pół godziny. Ale były to tylko zajęcia organizacyjne z „Socjologii międzynarodowej” (czy coś) i pan profesor tyko opowiedział dzień po dniu co będziemy robić. Zapowiada się ciekawie, bo będziemy oglądać różne filmy o globalizacji itp.
Potem, po zweryfikowaniu godzin zajęć ruszyłem na Japoński.
http://pl.youtube.com/watch?v=Q3iAqxNpQ-A
Przyszło nas 19 osób więc dość sporo. Ale część osób jest na wyższym poziomie niż nasz (czyli żaden), więc mają się przenieść. Zostanie nas zatem około 14. Najlepsze jest to, że z tych 19 nie znałem trzech. Reszta to sami znajomi. Pani przedstawiła nam grafik zajęć. Zdaje się, że będzie to ciężki okres w moim życiu. Wszystkim studentom SGH przytaczam lekcje języka niemieckiego. Moją panią można przyrównać do Pani Rak, no może poza wiekiem i uśmiechem. Tak czy inaczej Pani Takao Mariko jest wymagająca. Mam już pierwsze zadanie domowe, ale na razie ćwiczymy literki więc nie jest tak źle.
Odnośnie kursu mam tylko jedną refleksję. Wiedziałem, że wiele prawd europejskich nie jest prawdami azjatyckimi. Dziś okazało się, że nawet niektóre fundamentalne prawdy tutaj nie działają. Chodzi o regułę prawną znaną już za czasów rzymskich czyli Lex Retro Non Agit. (Prawo nie działa wstecz). Otóż w Japonii prawo działa wstecz! Jeżeli podczas sprawdzianu kogoś przyłapie się na ściąganiu dostaję pałę na koniec roku z danego przedmiotu. (To nie jest jeszcze szokujące). Szokujące jest to, że dostaje się też pały ze wszystkich innych przedmiotów. Nawet jeżeli miało się z nich piątki, to się je skreśla i wstawia pały.
Jutro kolejne ciekawe przedmioty. HIstoria Japonii no i oczywiście Japoński.
Spotkałem też dziś Bryzejdę, koleżankę z Meksyku, była na wycieczce w Hiroszimie. Pokazała mi zdjęcia i opowiedziała co nieco. Postaram się tam wybrać w wolnym czasie, gdyż robi to wrażenie. Spotkała nawet w parku jedną z osób, które przeżyły wybuch.
No ale to tylko taka mała dygresja.
A teraz mądrość na dziś.
Jak zjadłeś syty obiad to nie idź na trening te-kwon-do, chyba, że się śmierci nie boisz.
DOZO
poniedziałek, 14 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
W treningu może pomocny będzie polski trunek narodowy bo jak śpiewał Franek Kimono "Po dobrej wódzie lepszy jestem w dżudzie" :))
a w ogóle to czytam bloga z przyjemnością i nie mogę się nadziwić jaki to dziwny kraj jest... a mi sie czasem wydaje ze holendrzy są dziwni ;)
pozdrawiam serdecznie z maastricht
hehe... ta tabelka przypomniała mi jak z Gochą w Dublinie układałyśmy plan zajęć... i wszystko było pięknie, opisy po angielsku, adnotacje o egzaminach etc, ale grafik w postaci tabelek z dniami i godzinami zawierał... same skróty... a skróty, dawało się łatwo rozszyfrować, były to... pierwsze literki nazw przedmiotów... tyle, że po irlandzku ;) ubawu było po pachi, i poszłyśmy i tak nie wiedząc na co idziemy ;)
Prześlij komentarz