Drodzy czytelnicy!
Dziś był dzień bez nauki, ale za to pełen wrażeń.
Większość z dnia dzisiejszego minęła mi podczas czytania kochanych artykułów.
Na szczęście są też pozytywne wieści. Jak co środę (czyli już drugi raz) wybrałem się na zajęcia z naginaty. Było sympatycznie i ciekawie. Nauka idzie powoli, ale podejście dziewczyn (mistrzyń?) jest bardziej na sztukę niż na walkę. Cóż….bywa.
Okazało się, że jest jeszcze jedna dziewczyna w kole, o której nie wiedzieliśmy. Średnia wzrostu rodzimych członków klubu pozostaje jednak bez zmian i nadal oscyluje w okolicach 150-160. Naprawdę musimy we dwóch przekomicznie wyglądać. Ale to nie o to chodzi.
Potem chwila w kafejce. Przełamałem swoją wewnętrzną niechęć do chodzenia do doktora i wybrałem się w końcu do naszej przychodni zobaczyć, czy nie uszkodziłem się za bardzo podczas tych treningów tekwondo, bo coś mi kolano zaczęło dokuczać.
Okazało się na szczęście, że jedynie jedno ścięgno jest nieco nadwerężone. Jak troszkę odpocznę to powinno mi przejść. Korzystając z wizyty postanowiłem zobaczyć, czy coś się ruszyło w sprawie mojej nadwagi. Wyniki nieco mnie zaskoczyły, bo według sprytnej maszynki skurczyłem się o pół centymetra, ale za to przytyłem półtora kilo. Niby nie wróży to dobrze, ale ponadto ilość tłuszczu w organizmie spadła o dwa punkty procentowe z 28 do 25,9. Nie wiem jak oni to mierzą, no ale ok.
Potem była wycieczka do miasta na zakupy przed piątkową imprezą. Wygląda na to, że najbardziej europejskie danie jakie uda mi się zrobić tutaj z miejscowych składników to spaghetti. W dodatku bez sera żółtego, bo…. Nie ma tu sera żółtego. A przynajmniej jeszcze nigdy nie widziałem. Tylko taki „tostowy” w plasterkach.
I teraz najlepsza akcja z całego dnia.
Po zakupach czekając na autobus powrotny spotkałem znajomego azjatę.
Nie pamiętałem oczywiście skąd go znałem, no ale twarz jakaś znajoma. No i on też się uśmiechną więc razem czekamy na autobus. Coś tam gadamy, głupoty.
W pewnym momencie On mnie pyta skąd jestem. Więc odpowiadam, że z Polski.
A on na to, że zna jeszcze jednego studenta z Polski.
Ja pytam kogo.
A on: (fanfary)
Że takiego Maćka, co był razem z nim w niedzielę na wycieczce w kółkiem rowerowym.
No to mu powiedziałem, że to ja jestem, i że to ja z nim byłem na tym wyjeździe.
I tak oto poznałem kogoś, kto jeszcze gorzej niż ja kojarzy ludzi. Myślałem, że to niemożliwe.A jednak.
W kąciku kulturalnym dzisiaj znów Jacek Kaczmarski.
Generalnie nie przepadam za teledyskami robionymi do piosenek jakichkolwiek, których to mnóstwo można teraz znaleźć w Internecie. Jednak jedna, którą widziałem dziś zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Kolaż zdjęć dołączony jest do utworu „Kantyczka z lotu ptaka”. Jeżeli ktoś nie zna tego utworu myślę, że najpierw powinien poznać sam wiersz. Przesłuchać piosenkę pomyśleć, podyskutować jak jest z kim. A potem obejrzeć teledysk, gdyż narzuca on pewną interpretację i co za tym idzie nakłada pewne ramy na interpretację. To tak jakby najpierw obejrzeć film, a potem przeczytać książkę, której to ww. film jest ekranizacją. Osobiście bardzo tego nie lubię.
Więc jeżeli ktoś nie zna to zapraszam tutaj
http://pl.youtube.com/watch?v=uJ2rWqpTtTk&feature=related
A poniżej zamieszczam link do ww. Utworu
http://pl.youtube.com/watch?v=ujGKi1SSxes
Pozdrawiam!
środa, 23 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Uuuu, to druh studiuje w Japonii?
Rodzynka : )
no, na to wygląda :)
Prześlij komentarz