Sukcesy i Porażki.
Dzisiejszy dzień jak wiele innych obfitował w przeciwności. W odróżnieniu jednak od pozostałych te dzisiejsze w większości wynikały z moich działań. No i po kolei.
Na początku kolejna lekcja z Japońskiego. Dziś było nas już tylko 12. Język ten jest dość osobliwy. Już na drugich zajęciach rozpoznałem jego zady i walety. Dużym plusem jest bardzo logiczna gramatyka, przynajmniej w tym zakresie, który do tej pory poznałem. (czyli niewiele, bo tworzenie nazw państw i języków oraz zdania z zaimkiem dzierżawczym). Z drugiej jednak strony słownictwo jest niesamowicie trudne, gdyż słowa te nie są podobne do niczego do czego dałoby się to porównać. Pracy jest bardzo bardzo dużo. Ale jestem dobrej myśli. Wybranie się na kurs japońskiego uznaję zatem za SUKCES.
Pierwszą PORAŻKĄ w dniu dzisiejszym był fakt, że mój arcydiabelski plan przejścia po ciekawych mało wymagających przedmiotach spełzł na panewce. Co prawda wyszukałem te z najkrótszą bibliografią, ale to nie wystarczyło. Co prawda do dwóch przedmiotów nie ma w ogóle lektury jako takiej to jest Antropologia kultury i Socjologia międzynarodowa ( a może antropologia międzynarodowa i socjologia kultury?). Tak czy inaczej na każde z dwóch zajęć w tygodniu z każdego z tych przedmiotów trzeba przeczytać artykuł (do 20 stron) i obejrzeć godzinny film. Kolejny przedmiot to historia Japonii. Przedmiot zapowiada się ciekawie, chociaż jest jeden mankament. (Pani nie umieć dobrze angielskim, ale chcieć bardzo uczyć jej uczeń z cała świata). Więc odbiór jest nieco ograniczony. To czego nie uda nam się zrozumieć z wykładu nadrabiamy obowiązkową lekturą książki na zadany temat już przed wykładem. (10-15 stron dwa razy w tygodniu). Daje to w sumie niebagatelną ilość około 100 stron tekstu naukowego tygodniowo. Całe szczęście, bo już się bałem, że będę miał czas wolny. Nie bez przyczyny wyraz Karoshi pochodzi właśnie z japońskiego. (Wyraz ten można rozumieć jako śmierć z przepracowania, choć mi to chyba nie grozi).
Największym SUKCES dnia dzisiejszego wiąże się nierozerwalnie z największą dzisiejszą PORAŻKĄ. Na treningu te-kwon-do w dniu dzisiejszym po raz pierwszy w życiu usiadłem w siadzie płotkarskim (czy plotkarskim?, nie wiem) tak czy inaczej to co od czasów podstawówki było moją największą zmorą dziś w końcu okazało się nie być mityczną górą Syzyfa. Niestety intensywny trening wiąże się z delikatnym naciągnięciem jednego mięśnia w nodze. Niestety nie wiem co to za miesień, bo się na tym nie znam, ale chyba w piątek sobie odpocznę. Jutro raczej nie, bo oto nadchodzi pierwszy trening naginaty. Na szczęście tam używa się innych mięśni wić nie powinno się nic dziać, jak się działo, to się będziemy oszczędzać.
A teraz dla wszystkich wytrwałych kącik edukacyjny.
Na dzisiejszych zajęciach z Antropologii Kultury (nazwijmy tak roboczo ten przedmiot). Omawialiśmy obraz. Co mnie zaskoczyło, że znalem ten obraz.
http://mops.uci.agh.edu.pl/~pelc/ambasadorowie.jpg
Niektórzy pewnie wiedzą skąd. Tym, którzy nie wiedzą tłumaczę, że Jacek Kaczmarski napisał piosenkę będącą interpretacją tego obrazu. Ciekawostką jest fakt, że mnóstwo na nim rekwizytów, z których każdy opowiada nijako odrębną historię, a całość składa się na obraz wielkich przemian jakie nastąpiły po nastąpieniu renesansu.
Najbardziej interesująca jest dziwna plama na podłodze. Obraz powstał w 1533 roku, ale dopiero w XX wieku udało się historykom odkryć, co to za plama. Okazało się, że gdy patrzyło się pod odpowiednim kątem (zupełnie z boku i nieco od dołu) można było zobaczyć, że to ludzka czaszka.
Wszystkich zainteresowanych tym niezwykłym zjawiskiem zapraszam do lektury ciekawego artykułu.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ambasadorowie
Zaciekawionych zapraszam również do posłuchania:
http://gottwald.wrzuta.pl/audio/jbbKfEjrZu/jacek_kaczmarsk_-_ambasadorowie
http://www.kaczmarski.art.pl/tworczosc/wiersze_alfabetycznie/kaczmarskiego/a/ambasadorowie.php
Dziękuję za uwagę.
Sajonara
wtorek, 15 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz