Z kamerą wśród zwierząt.
Dziś był dobry dzień. Jako, że Johanna chciała bardzo z nami wybrać się do krainy „Hello Kitty” to pojechaliśmy do oceanarium i na małpią górkę.
Jest to kompleks taki niby to zoologiczny w okolicach miasta.
Oceanarium robi naprawdę piorunujące wrażenie, a to z kilku powodów. Po pierwsze jest kolosalne, można tam chodzić i chodzić a końca nie widać, co jest tym bardziej zaskakujące, że z zewnątrz wcale nie wydaje się taki ogromny. Jest to spowodowane faktem, że poza budynkiem są też ścieżki na zewnątrz, oraz ogromna piwnica w której też są różne stworzonka. No i właśnie teraz o stworzonkach. Są ich tutaj setki, jak nie tysiące. Już przy wejściu zamurowuje każdego ogromna (chyba 5 metrowa) szyba, za którą pływają wszelkiej maści ryby. Każdego koloru i każdej wielkości. Małe ławice, duże ławice, rekiny zwykłe, rekiny młoty, płaszczki i nie wiadomo co. Niestety nie znam się na rybach, więc tyle tylko rozpoznałem. Potem przechodzimy przez kolejne sale zachwycają się co raz.
Są tutaj na przykład rozgwiazdy, żółwie morskie, węgorze. Każde z nich ma ciekawie zaaranżowane akwarium z obszernym opisem niestety po japońsku. Są nawet specjalne stanowiska, gdzie można dotknąć sobie na przykład rozgwiazdy lub płaszczki. Jakoś jednak nikt się z nas nie przemógł. Są też leniwce i inne egzotyczne ptaki od tukanów po pingwiny.
Najciekawsze są jednak przedstawienia. Mi osobiście pokaz umiejętności morskich zaparł dech w piersiach. Nie wiedziałem, że morsy są takie inteligentne. Trener przyszedł ze swoim pupilem, a ten przytakiwał, gdy się zgadzał, kręcił głową jak mu się coś nie podobało, pozował, bił brawo, klepał trenera po plecach, dawał głos, robił fontannę, wciągał ryby przez rurkę. Normalnie cuda niewida. Wszystko naprawdę ciekawie przygotowane i trzymające w napięciu. A najlepsze, że trener powiedział morsowi, że czas na trening (czy coś, bo w końcu mówił po japońsku). A mors co? Położył się na plecach, ręce (płetwy?) założył za głowę i zaczął robić brzuszki! Normalnie padłem. Widać co nieco na zdjęciach, ale nie oddadzą one wrażenia. Cóż polecam wybrać się osobiście. Drugie ciekawe przedstawienie było z delfinami. Kręciły się w kółko, klaskały, krzyczały i skakały. Udało mi się nawet zrobić jedno zdjęcie, które uchwyciło delfina w locie. Były tez pokazy karmienia rybek przez płetwonurków i zabawy fok z piłkami i hula-hopami.
Całe oceanarium zajęło nam naprawdę sporo czasu, ale było warto. Kolejną atrakcją była Małpia Górka. Na początek mieliśmy przygodę iście japońską.
Podeszliśmy pod górkę (wysokość względna od podnóża tak na oko jak z Wetliny na połoninę) i podchodzimy do kasy. Mieliśmy już bilety na wejście do parku, bo kupiliśmy je w biurze podróży jeszcze w centrum. Pan w kasie nam mówi, że ok., ale jest jeszcze kwestia kolejki. Bo można albo podjechać kolejką na górę za 100 jenów (+/- 2 PLN), albo iść na piechotę. Że koleżanki troszkę nie chciały to zdecydowaliśmy się na kolejkę.
Kupiliśmy bilety i czekamy. W końcu dwa wagoniki przyjechały więc wsiadamy i w drogę. Powiedzieć, że kolejka się wlokła byłoby tu szczytem wyrozumiałości. Powiedzmy, że była wolniejsza od bieszczadzkiej wąskotorówki. No ale jedziemy, jedziemy, mijamy pierwszy zakręt a tam…stacja końcowa. Okazało się, że owszem górka jest spora, ale miejsce do oglądania małpek jest jakieś 150 metrów od kasy, w przewyższeniu może jakieś 20-25 metrów. Ale cóż nie wiedzieliśmy tego. I daliśmy się zrobić w balona. Ale przynajmniej mieliśmy przejażdżkę. Na małpiej górce mieszka rzekomo 1200 małpek. Już przy wyjściu z kolejki przywitało nas ich tak na oko około 30.
Podeszliśmy kawałek dalej i wtedy przeżyliśmy traumę. Wszystko trwało może 5 sekund, więc nie udało mi się wszystkiego utrwalić na zdjęciach. Także wyobraźcie sobie następującą sytuację. Idziemy sobie spokojnie przez park. Nagle z naprzeciwka biegnie w naszym kierunku bardzo, bardzo szybko dwóch facetów i ciągnie za sobą wózek, w wózka spadają ziemniaki, a za wózkiem pełną szybkością goni tak na oko ze 400 małp. Po prostu nas wryło. Na szczęście pan minął nas w bezpiecznej odległości (1,5 netra) i zginał gdzieś za horyzontem ciągle biegnąc. Za to małpy rozlały się po całej okolicy. Były po prostu wszędzie. Bardzo miłe zwierzątka tak swoją drogą.
Potem już tylko zejście (tym razem nie czekaliśmy na kolejkę). Powrót do miasta.
I przygotowanie na jutro na kolejny test z krzaczków.
Na deser udostępniam kilka zdjęć z dzisiejszej wyprawy.
Miłej zabawy.
http://picasaweb.google.com/MaciekKubik/OceanariumIMaPiaGRka
AAA
I przypomniał mi się a propos taki stary i głupi dowcip, ale może komuś się spodoba.
Oto kawał:Jak nazywa cię Facet, który mieszka z innym facetem? (pedał)
Jak nazywa się kobieta, która mieszka z inną kobietą? (Lesbijka)
A jak nazywają się ludzie, którzy mieszkają ze zwierzętami? (Gucwińscy)
Głupi, wiem, ale mnie śmieszy :)
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz