Czołem!
Opis wczorajszy, ale i tak dość świeży.
Najpierw krótkie wyjaśnienie. Poprzedni tydzień był pełen wrażeń. W piątek był „killer test” z historii Japonii. W sobotę nie dane mi było odpocząć, ani odespać. O 8 odjeżdżał nasz autobus na wycieczkę szkolną do Fukuoki.
Wycieczka była całodniowa i pełna wrażeń.
Zerwałem się o świcie, aby zdążyć na ósmą na autobus. A wstać o 7,45 to nie takie proste. Na szczęście śniadanie przygotowałem sobie przezornie w piątek wieczorem.
I tak byłem pierwszy na miejscu. Musiałem się jeszcze podpisać na 3 dokumentach, dostałem 5 ulotek mogliśmy jechać. Wsiedliśmy do autobusu 8.10 i…. czekaliśmy pełnym autobusem do 8.30 żeby pojechać. Kiedy jednak ruszyliśmy zacząłem marzyć o tym, aby wrócić. To za sprawą filmu, który nam puszczono dla „uprzyjemnienia” podróży. Byłą to bajka o niebieskim kocie, którego goniły dinozaury. Generalnie film był długi, bez ładu ani składu, do tego po japońsku i grany był okropnie głośno. Była to okropna tortura dla wszystkich zagranicznych studentów i zarazem ogromna frajda dla miejscowych.
Jakoś przeżyłem te 1,5 godziny aby w końcu wysiąść w Fukuoce.
Najpierw odwiedziliśmy świątynię Dazaifu. Historia tej świątyni jest dość niezwykła. Otóż w 901 roku naszej ery na dworze cesarza Michizane Sugawara piastował urząd ministra sprawiedliwości. Niestety jako, że cesarz się go obawiał, to zesłał go na wygnanie do Dazaifu. Tam Michizane zmarł w 2 lata później. Po jego śmierci Japonię nawiedziły liczne klęski żywiołowe, pożary, trzęsienia ziemi, tajfuny itp. Cesarz uznał, że duch Michizane się złości. W ramach rekompensaty wybudował mu świątynię i uczynił go patronem edukacji Japonii.
Świątynia może niewielka, ale za to bardzo urokliwa. Piękne stawy i drzewa. Znajduje się tutaj przeszło 50 drzew będących zabytkami przyrody. Miałem szczęście, bo podczas czasu wolnego wróciłem tutaj na chwilkę po to tylko, żeby trafić na japoński ślub. Był bardzo piękny, gdyż goście i para młoda mieli tradycyjne stroje. Nie chciałem być natarczywy więc zrobiłem tylko jedno zdjęcie z boku. Mam nadzieję, że coś da się zobaczyć.
Po świątyni przyszedł czas na muzeum narodowe wyspy Kyusiu. Niestety pojawił się ogromny problem. Okazało się, że nie można wewnątrz robić zdjęć. Bardzo mi było szkoda, gdyż jest tam mnóstwo przepięknych eksponatów od czasów najdawniejszych, aż do współczesności. Jest ciekawa wystawa japońskich skroli przedstawiających japońskie legendy i pieśni. Na szczęście w tym pokoju pan cieć muzealny nie był super uważny, więc można obejrzeć kilka zdjęć.
W dalszych częściach państwo ciecie muzealne były naprawdę uważne, więc udało się wykonać tylko jedno zdjęcie rekonstrukcji dzid używanych przez ludzi pierwotnych na tych terenach.
Ale był o tutaj wszystko: broń, narzędzia, meble, instrumenty muzyczne, kotwica, gongi, na których można było grać, przyprawy, stroje. Naprawdę nie jestem w stanie wymienić czegoś czego tam nie było.
Po muzeum krótka przerwa i do autobusu. Pojechaliśmy do miejsca zbrodni, czyli do centrum handlowego.
Ogromny kombinat położony poza miastem, nie było dokąd uciec. Kobiety i mężczyźni rzucili się jak hieny. Ja cóż. Nie przepadam za zakupami. Odwiedziłem więc tylko 2 miejsca i próbowałem jakoś przeżyć. Pierwszym miejscem było miejsce gdzie dawali jedzenie. Spróbowałem tam kolejnego specyfiku jaki jest „takojaki”. Nazwa w sumie idealnie dopasowana, gdybym nawet nie wiedział jak to się nazywa to powiedziałbym „jako-taki” więc nie byłbym daleki od prawdy. Są to swego rodzaju kulki z jakiegoś czegoś z ośmiornicą w środku. Da się zjeść raz jako ciekawostkę, ale nie polecam wpisywania do codziennej diety.
Potem odwiedziłem jedyny sklep, który mnie zainteresował, to jest sklep LEGO!!!
Było tam mnóstwo klocków wszelkiej maści. Były zamki, smoki, rycerze, gwiezdne wojny, miasto i wszystko co można dobie wyobrazić. Jak wszedłem do sklepu, to średnia wzrostu zmieniła się diametralnie, gdyż przed moim wejściem oscylowała około jednego metra. Małe japońskie dzieci zareagowały jak zwykle. Ale się nie przejmowałem.
Po zakupach znów do autobusu i z powrotem do akademika. Niestety podczas jazdy puścili nam drugi głupi film a tym samym niebieskim kocie jadącym parowozem przez kosmos i ściganego przez statek piracki pełen jednookich ciasteczek. Ten film przysporzył mi ogromnego bólu głowy. Jak wróciłem nie miałem na nic siły więc zamieściłem tylko zdjęcia.
http://picasaweb.google.com/MaciekKubik/FukuokaFieldTrip
I poszedłem spać.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz