niedziela, 11 maja 2008

11 Maja

Witam!

Dzisiaj spałem.
Po długim spaniu, które wyleczyło mnie ze strasznego wspomnienia niebieskiego kota wstałem pełen nowych sił witalnych. Po pokrzepiającym śniadaniu ruszyłem do miasta.
W mieście odwiedziłem sklep i kupiłem zapas puszek z tuńczykiem i płatków. Najgorszą rzeczą jest to, że płatki w największych paczkach mają tutaj 200 g. To wystarcza na jakieś 4 porcje i to nie szczególnie wielkie. Cóż makaron też jest w paczkach maksymalnie 200 g.
Potem poszedłem na mszę. Jak mi się zrobiło miło jak wikary (z Japonii) przywitał wiernych w kilku znanych mu pozdrowieniach, w tym i "Dzień dobry". Było to najpoprawniejsze "dzień dobry" jakie dotąd słyszałem w Japonii.
A wszystko jak się okazało za sprawą późniejszego kazania. Jak niektórzy wiedzą dziś jest święto zesłania Ducha Świętego. Który to między innymi dał apostołom dar języków. A, że do tego nawiązywało kazanie to i przywitanie wielojęzykowe. Było nawet po słowacku (albo czesku).
Troszkę nie po Bożemu, ale po mszy znowu poszedłem na zakupy.
Ale co mam poradzić, jak do miasta daleko, a w szkole prawie nic nie ma.
Trzeba wykorzystać każdą okazję. Zaopatrzony w zapas mleka, jaj, mięsa i makaronu wróciłem do szkoły. Potem już same przyjemności czyli nauka na ostatni już na szczęście egzamin połówkowy w antropologii.
Wiem już dlaczego nie chcę zostać antropologiem.
W zasłużonej przerwie w nauce uzupełniłem brakujący wczorajszy wpis (jakby ktoś nie zauważył).
I najważniejsze otworzyłem otrzymany w tamtym tygodniu od ojca Piotra dżem.
Jest pyszny. Naprawdę genialny. Nie wiem z czego jest, bo smakuje jak krówka.
Teraz kończę już te opowieści, gdyż idę spać.
Jutro kolejny ciężki dzień, ale od wtorku znowu balujemy.
Nie ma to jak sesja.

To tak tylko a propos nauki w sesji to jeden dość niesmaczny kawał.
Osoby wrażliwe proszę o opuszczenie tego akapitu.
Wiem, że dowcip jest niepoprawny, ale jest taki prawdziwy.
Zresztą i tak 90% czytaczy już go na pewno zna.
Ale do rzeczy:

Umarł student. A, że nie był to dobry człowiek to poszedł do piekła.
Tam wita go diabeł i prosi o dokumenty. Student daje mu legitymację.
-O! Widzę, że student, to chcesz piekło zwykłe, czy dla studentów?
-A jaka różnica?
-Choć, pokażę Ci!
No to idą najpierw do "zwykłego" piekła
A tam makabra, wszyscy ludzie leżą rozciągnięci na stołach brzuchem do dołu i mają powbijane gwoździe w pośladki.
-Nic przyjemnego - mówi student- A mogę zobaczyć to piekło dla studentów?
-Jasne, chodźmy.
Wchodzą więc do piekła dla studentów, a tam impreza na całego, wino się leje litrami, muzyka, jedzenie, kobiety. Generalnie sielanka.
-No to ja zostaję tutaj. -Mówi student
No i tak się stało, szaleje ten student w tym swym piekle, bawi się pije, aż tu pewnego dnia patrzy: idzie diabeł. Mało tego, niesie ze sobą wielkie wiadro gigantycznych bratnali, gwoździe 10 cali długie, na cal szerokie. Generalnie 10 razy większe od tych w zwykłym piekle.
-Co jest? - pyta student
- Sesja! - odpowiada Diabeł.

Pozdrawiam studentów z Polski.

Brak komentarzy: