Nagasaki
Zacznijmy może od hotelu, w którym się zameldowaliśmy po przyjeździe.
Muszę powiedzieć, że standard znacząco przewyższał warunki w jakich przeważnie sypiam na wyjazdach. Pokój niby dwójka, ale oba łóżka mogły by pomieścić co najmniej 2 osoby, a do tego kanapa.
Był też telewizor, lodówka, biurko i fotel. Łazienka wyposażona była w wannę i toaletę z ilością przycisków porównywalną z klawiaturą laptopa. Zdjęcia są w katalogu.
Bo tak wspaniałym noclegu zeszliśmy rano na śniadanie. To było równie wspaniałe doświadczenie. Obowiązuje tam bowiem stół szwedzki, więc można jeść ile się chce. Wybór może nie jest piorunujący, ale też nikt nie je 6 różnych potraw na śniadanie.
Są sałatki, jogurty, płatki, jajka i przede wszystkim wybór wszelkiej maści pieczywa, które jak wiemy jest tutaj towarem deficytowym.
Tak oto przygotowani wyruszyliśmy na spotkanie kolejnego dnia pełnego wrażeń.
Pierwsze miejsce, które odwiedziliśmy to miejsce zrzucenia bomby atomowej.
Ciężko jest tu cokolwiek na ten temat napisać. Jeżeli ktoś nie był w Oświęcimiu, to nawet nie ma tego do czego porównać. W samej chwili wybuchu zginęło prawie 74000 ludzi.
Muszę powiedzieć, że czuje się to w powietrzu. Naprawdę przechodziły mnie ciarki.
Tuż obok pomnika ustawionego dokładnie w centrum eksplozji stoi fragment ściany jednej z katedr. Tylko ściana utrzymała się po eksplozji.
Zaraz koło pomnika jest muzeum eksplozji. Jest ono niezwykle przygnębiające.
Jest tutaj mnóstwo zdjęć i innych pamiątek.
Są między innymi stopione różańce. Zapomniałem o tym wspomnieć wcześniej, ale Nagasaki była ostoją Chrześcijaństwa w Japonii i tu było ich najwięcej (Chrześcijan).
Po opuszczeniu muzeum i złapaniu oddechu odwiedziliśmy katedrę Rzymsko Katolicką.
Jak na tutejsze warunki to była rzeczywiście duża, ale jak na Europejskie standardy, to powiedziałbym, że taki troszkę większy kościółó. Poza tym wystrój był nader ascetyczny.
Ale nie o to chodzi przecież. Choć i tutaj widoczne są ślady po bombie. Stoją tu bowiem z przodu figury świętych jeszcze z czasów przed wojną. W czasie wybuchu katedra się zawaliła, ale figury przed nią się ostały, są jednak całe osmolone w wyniku ogromnego gorąca jakie niosła ze sobą fala uderzeniowa.
W tej samej okolicy zobaczyliśmy jeszcze pomnik pokoju, który został tutaj postawiony z dość oczywistych względów.
Następnie udaliśmy się do Chińskiej dzielnicy na obiad. Dzielnica jak dla mnie podobna do wszystkich innych, ale Koreańczycy twierdzili, że rzeczywiście widać, że to chińska, a nie jakakolwiek inna architektura. Odwiedziliśmy jedną z bardziej znanych restauracji w tej okolicy.
Specjalnością lokalu jest taka specjalna zupa (choć nie wiem czy to odpowiednie słowo). Potrawa ta jest mieszanką 20 różnych składników. Ja zidentyfikowałem jedynie makaron, jakiegoś grzyba i nogę ośmiornicy, reszta pozostaje tajemnicą.
Kolejnym przystankiem była posiadłość pana Thomasa Blake'a Glovera. Był jdnym z pierwszych europejczyków, którzy tutaj się osiedlili. Był przemysłowcem i pomagał budować japoński cud gospodarczy. Dorobił się nieprzeciętnie, co widać po jego posiadłości. Ma ona ogromną powierzchnię i naprawdę można się zgubić. Jest tu mnóstwo budynków mniejszych i większych, fontanny, ogrody słowem wszystko co trzeba mieć jak sie jest obrzydliwie bogatym.
jest tutaj też pomnik Pucciniego, ponieważ ogólnie uważa się, że jedna z mieszkanek tego miejsca była inspiracją do głównej postaci opery Madame Butterfly.
Całość zaś góruje nad miastem, można więc stąd dokładnie sobie obejrzeć całą okolicę.
Skończywszy zwiedzać posiadłość udaliśmy się do dzielnicy świątynnej. Jest ich tam kilkanaście. (świątyń w dzielnicy, nie dzielnic w mieście).
My zobaczyliśmy dwie najbardziej znane i wpisane w poczet dziedzictwa narodowego.
Pierwsza to Tohmeizan Kofukuji, a nazwa drugiej podana jest niestety w krzaczkach.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze dzielnicę mostów.
(Tak, to Nagasaki a nie Amn, choć niektóre nazwy geograficzne się pokrywają)
Mostów jest sporo, wszystkie kamienne. Ładne, ale nie są jakieś niezwykłe.
Tak czy inaczej cały dzień był nadzwyczaj aktywny.
Wieczorem wybraliśmy się więc na krótki spacer połączony w kolacją.
Tym razem jadłem coś, z czym już jestem zaznajomiony, czyli rodzaj kotleta z ryżem.
Po kolacji krótkie spojrzenie na port nocą po czym powrót do hotelu.
I tak minął nam dzień drugi wyprawy.
Zdjęcia pod adresem:
http://picasaweb.google.com/MaciekKubik/Nagasaki
Pozdrawiam
niedziela, 8 czerwca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz